piątek, 30 września 2011

#37. Jak wracać, to z hukiem!

Świeżutka notka, a co. Obiecana dawno. Będzie z tych dłuższych, ale postaram się streszczać. :)

Zacznę od nowości w mojej kosmetyczce.
Na pierwszy ogień idzie paczuszka wymiankowa od Atiny - kochana, serdecznie Cię pozdrawiam i dziękuję za miły liścik. "Katarzynki" powinny być w każdym spożywczaku. ;)
Brak na zdjęciu próbek kremów do cery naczynkowej, które już zawinęła moja współlokatorka w osobie Babci, mówiąc "O, ten krem z aronii, chciałam kupić, biorę. O, i jeszcze następny na pajączki. Ale Ty masz fajne koleżanki!". Kochana Babcia. :)


Schował się jeszcze kisiel. Ale on prędko wylądował w moim brzuszku, bo na swoje nieszczęście, a ku mojej radości, był malinowy. :)

Tutaj ekipa z Rossmanna: tusz Wibo i lakier, który dostałam gratis. Nie lubię takich duetów, ale skoro za friko, to jest - sama bym nie kupiła.


Tusz jest po pierwszych testach, chyba się lubimy. Ładnie podkreślił rzęsy, ale efekty oczywiście w recenzji.

Jak tylko zobaczyłam u jednej z bloggerek, że w Biedronie są kapciochy balerinkowate, to w te pędy ruszyłam z zamiarem zakupu kilku par. Wchodzę, a tu jedna jedyna para w moim rozmiarze. W dodatku w niezbyt lubianym przeze mnie kolorze, bo w żółtym. Ale wyglądają całkiem fajnie. ;)


Lubię takie mięciutkie kapciochy. :)

No i co jeszcze. Mówiłam Wam o mojej walce z paznokciami? Jeszcze z wieściami o zaręczynach dołączyłam zdjęcie z ładnymi, wyhodowanymi dzielnie pazurkami. Ale pod koniec sierpnia coś zaczęło się z nimi niedobrego dziać. Łamały się każdy po kolei. No to na początku września obcięłam. Trzy tygodnie temu wyglądały tak (uwaga, drastyczne zdjęcia):


Ale już zadbałam o skórki, troszkę wyrosły. Na płytce widać efekty największej zbrodni paznokciowej, jaką jest wycinanie skórek (u mnie było to raczej nieumiejętne wyrzynanie). Niedługo pokażę Wam pierwsze efekty. :)

Jutro zapraszam na post z ulubieńcami września, wkrótce też efekty paznokciowej kuracji, makijaże, recenzje i moja historia, którą chciałabym się z Wami podzielić. 

Pozdrawiam,
Motylica. :*

czwartek, 29 września 2011

Pojawiam się i znikam...

Awaria internetu - to boli. :/
Już jestem u siebie, cała i zdrowa. Obiecuję jutro dodać jakąś notkę z sensem. :)
Atino, bardzo dziękuję za cudowności paczuszkowe - kisiel był pycha! Lakier z Astora już wypróbowany, całkiem fajny kolorek, ale strasznie długo schnie.
A jutro - nowości kosmetyczne, zapraszam. :)
Tymczasem szybciutko nadrobię zaległości czytelnicze na Waszych blogach.

Pozdrawiam,
Motylica. :*

wtorek, 27 września 2011

Gdzie jestem, gdy mnie nie ma?

Witajcie,
wiem, wiem. Powinnam dostać kijem po pupie. Obiecałam posty, a postów jak nie było, tak nie ma. Więc zaczynam się tłumaczyć.
Po pierwsze - nie zabrałam ze sobą mojego arcyprostego aparatu, bo z aparatem Narzeczonego dogadać się nie potrafię. 
Po drugie - zmalowałam kilka makijaży, a i owszem. Jeden z nich mogłabym uroczo nazwać "Czekoladą w łaty", ale... Patrz punkt pierwszy.
Po trzecie - dostałam takiej alergii, że to się w mojej głowie nie mieści. Nie dość, że ktoś odkręcił kurek w moim nosie, to jeszcze oczy mam jak wściekły królik. Nie wzięłam okularów, więc obijam się o meble, bo musiałam wyjąć soczewki. Mamo, za co?!
Co jeszcze u mnie? Wczoraj koczowałam na internetową rejestrację na wf. No nie... Można mnie bić i zmuszać, ale na zajęcia będzie mnie rejestrował Narzeczony, bo arcyważny i arcypotężny USOS mnie wkurzył (pozdrowienia dla UMK!). Ale na koszykówkę się zarejestrowałam, baa, jestem starym wyjadaczem w tym sporcie. :D
Po czytaniu Waszych blogów moja lista "muszmieciów" wydłużyła się... O - - -  - - -  - - tak bardzo, może bardziej. Powinnam dostać ban na czytanie. Pierwszy na liście jest granatowy eyeliner. Polecicie mi coś? 
I teraz zwrócę się bezpośrednio:
Hekate 94, cieszę się, że paczuszka dotarła, że się podoba i w ogóle. :)
Atino, cieszę się, że trafiłam w twoje gusta i niecierpliwie czekam na paczuszkę od Ciebie. Mam nadzieję, że wkrótce kolejna wymianka? ;)

Poza tym... Moje paznokcie dwa tygodnie temu odmówiły posłuszeństwa. Ścięłam na zero, molestowałam odżywkami, teraz jest lepiej. Jak tyko wrócę do domu, pokażę Wam efekty. Będą też ulubieńcy września, już nad nimi myślę. :)
Pozdrawiam Was serdecznie,
Motylica. :*

czwartek, 22 września 2011

Recenzja: Bourjois, Volume Glamour Ultra Care Mascara.

Ale zimno! Już dostałam kataru, świetnie. Przychodzę dziś do Was z recenzją. Cały czas szukam swojego stylu pisania recenzji, także znów inna forma. No, może troszeczkę. ;)




Bourjois, Volume Glamour Ultra Care Mascara (ocena Wizażu: 3.76)



KWC mówi tak:


"Podwaja objętość rzęs tak łatwo i szybko, a w dodatku jest dla nich niezwykle szczodry - odżywia je i chroni. Jego hipoalergiczna formuła pozostaje łagodna nawet dla wrażliwych oczu.
Olejek bawełniany bogaty w witaminy E i kwasy omega 6 - ma właściwości regeneracyjne i łagodzące. Olejek ze słodkich migdałów ma właściwości regeneracyjne i odżywcze. Kremowa konsystencja balsamu ładnie modeluje i oddziela rzęsy od nasady aż po końcówki. Otacza je troskliwą opieką, chroniąc przed zanieczyszczeniami środowiska zewnętrznego i klimatyzacją. Delikatna dla oczu i niezwykle łatwa do demakijażu maskara Volume Glamour Ultra Care gwarantuje pełen komfort już od chwili aplikacji!
Cena: 46zł / 12ml"


Po pierwsze - czego ja oczekuję od tuszu, jaki tusz mnie zadowoli? Mam dość długie, ale niezbyt czarne na końcówkach rzęsy, więc szukam intensywnej czerni i dodatkowej objętości. Dodatkowo - noszę soczewki kontaktowe, więc tusz po prostu NIE MOŻE (!) się osypywać, bo masakra murowana.
Więc zaczynam recenzję.

Tusz ten jest naprawdę czarny. Taka "czarna czerń" (+). Niestety, nie ma takiego zwężenia, dzięki któremu nadmiar tuszu zostaje w opakowaniu i trochę za dużo się go wydobywa (-), dodatkowo robi troszkę bałaganu (-) - brudzi opakowanie, specjalnie nie wyczyściłam swojego, żeby pokazać Wam jak to wygląda:


Szczoteczka jest spora, lubię takie, łatwo się nią operuje (+)


Ten tusz najlepiej nakładać "zygzakiem", wtedy można nałożyć odpowiednią ilość na rzęsy, nie sklejając ich. Efekt volume jest widoczny już po pierwszej warstwie (+), oczywiście, im więcej warstw, tym efekt jest intensywniejszy - dwie warstwy wyglądają najlepiej, nie trzeba się bawić (+), a z tuszami pięciowarstwowymi też się już spotkałam. 
Prezentacja efektu:

"Gołe" rzęsy

Jedna warstwa

Dwie warstwy

Efekt przy całej twarzy

Tusz się nie osypuje (+), a oczy tarłam, dotykałam, próbowałam na wszystkie sposoby. Właściwości regeneracyjne? Nie zauważyłam, żeby jakoś specjalnie wypadały mi rzęsy (+). Jest bardzo, naprawdę bardzo łatwy w demakijażu (+) - chusteczki, mleczka, micele doskonale sobie z nim radzą. Po... 1.5 miesiąca nie zasechł, jest "pierwszej świeżości" (+) - oby dalej żył długo i szczęśliwie.
Co do ceny - ja trafiłam na promocję w Douglasie i nabyłam za dużo mniej, niż napisano w KWC, bo było to poniżej 35 zł (+).

Plusy : minusy
9 : 2

Podsumowanie:
Jest to mój ulubiony tusz, dopóki nie trafię na lepszy. Idealny dla osób noszący soczewki kontaktowe. Polecam serdecznie! :)

Pozdrawiam,
Motylica :*

środa, 21 września 2011

Zasłużony wypoczynek.

W końcu chwila wypoczynku po intensywnych tygodniach. Ah, jak bardzo wyczekiwana... Jak zawsze, w poszukiwaniu mojej "Świątyni Dumania", wybrałam się na wieś, gdzie mieszka mój Narzeczony. Piękna okolica... Pokażę Wam kilka zdjęć. Co prawda robione były na Wielkanoc, nie zmienia to jednak faktu, że uwielbiam tu być!







No i jeszcze informacja dla Hekate94 i Atiny: Wczoraj wysłałam do Was paczuszki, dajcie znać, jak dojdą. :)

Pozdrawiam cieplutko,
Motylica. :*

poniedziałek, 19 września 2011

Jupi!!! + Makijaż wg tutoriala Independent Woman. :)

Ha! W końcu mam wakacje! (No wiem, śmieszne). Ostatni egzamin - odhaczony. Nieskromnie przyznam, że pocisnęłam ładną średnią, ale przy nowym systemie nie mam szans na stypendium. Tyrałam cały rok, z nadzieją na kaskę, a tu... Zonk. Bez sensu ta nowa reforma. I traci tutaj wiele zdolnych studentów, u mnie na roku jest kilka takich osób. Ale co zrobić...

A teraz z milszych rzeczy.
Ośmieliłam się wykonać makijaż wg tutoriala IndependentWoman, który znajdziecie tutaj . Wiem doskonale, że moje wykonanie nie umywa się do oryginału, ale że posiadam niezbędne cienie, to wzięłam się, usiadłam i zrobiłam. Rodzinka zareagowała bardzo pozytywnie, więc chyba cienie w takich kolorach bardzo mi pasują. 
Wiem też, że trochę cieniowanie nie wyszło, i za nisko wyciągnęłam cień, ale "miszczem" to ja nie jestem, dopiero tuptam w strefie makijażu. Proszę więc o wyrozumiałość, gdyż mam świadomość swoich błędów. :]






piątek, 16 września 2011

Mini - haul + słocze. :)

Atakuję Was drugą już dzisiaj notką, gdyż weekend planuję poświęcić na naukę. W notce o wynikach rozdania wspominałam, że sprawiłam sobie maleńki prezencik na osłodę przed ostatnim egzaminem (który będzie straszny, profesor wystawia albo 2 albo 5 - nie ma innych opcji). No dobra. :]


Olej rycynowy - jedna z najważniejszych pozycji na mojej liście niezbędników. Ląduje na paznokciach, rzęsach, końcówkach włosów. Teściowa używa go nawet na siniaki i stłuczenia (u mnie nie działa, mam tak delikatną i cienką skórę, że siniaki u mnie powstają nawet przez "misiowe", silne uściski i trzymają się nawet dwa tygodnie) - na własne oczy widziałam, jak to złotko wyciąga kolor siniaka! 

Essence, pomadka w kolorze 55 Coralize me! - od jakiegoś czasu miałam chrapkę na jakąś pomadkę Essence. Aż dziw, że jeszcze żadnej nie miałam! Zaczęłam od niezbyt ciemnej, niezbyt jasnej, takiej "w sam raz". I póki co jestem zadowolona - trzyma się w granicach przyzwoitości, nie przeszkadza mi "mizianie" po ustach w ciągu dnia. No i ślicznie pachnie! Ja, jako łamaga, oczywiście musiałam już utrącić czubek, więc oszczędzę Wam tego widoku. Usta leczę z suchości, więc nie będzie próby koloru. Szczegóły:



Essence, Mosaic compact powder, 01 Sunkissed beauty - to było takie "brać, czy nie brać". Stwierdziłam, że skoro jestem bladolica, to może się sprawdzić jako bronzer (którego nie posiadam - boję się pomarańczy na twarzy). Nie myliłam się! Ma w sobie drobinki, ale mnie to szczególnie nie przeszkadza, bo jeśli pomiziam paluchami po każdej z "cegiełek", to nadmiar ściągnę, już zaczęłam działać w tym kierunku. Zapach... Miałyście może, jako raczkujące kosmetoholiczki, takie zestawy do makijażu dla małych dam? One miały taki szczególny zapach. Tak właśnie pachnie ten puder! Ha ha :D Troszkę zdjęć:




I zakup, który sam w sobie miał być owym prezencikiem, mój obiekt pożądania, od kiedy zobaczyłam swatche u Ewy. Catrice, Absolute Eye Colour, 410 C'mon Chameleon! Se se se, mam i nie oddam, nie liczcie na to. :D Jest prze - pięk - ny! Niby taki szarobury. Ale patrzymy pod światło i naszym oczom ukazuje się piękna, mieniąca się zieleń. Nadaje się i do makijażu dziennego, i na wieczór. Lubię takie cienie. I po przyjemnościach z nim związanych nabrałam chęci na inne cienie Catrice. Znacie, lubicie, jakie kolory polecacie? A teraz szczegóły (chociaż zaznaczam, że lepsze swatche znajdziecie u Ewy!):




Wybaczcie mi długość posta, ale po tych minimałych notkach musiałam wylać swoje kosmetyczne żale. :p
Mam "na tapecie" kilka recenzji, makijaż według SBS u Marty i... I może coś jeszcze się znajdzie. :)
Ponawiam pytanie: Czy znacie, lubicie cienie Catrice? Jakie kolory polecacie?

Pozdrawiam cieplutko,
Motylica. :*

P.S. Trzymajcie za mnie kciuki w poniedziałek! 

Relacja z losowania!

Dziękuję Wam, Dziewczyny, za udział w moim rozdaniu. Fajnie będzie, jeśli nadal będziecie mnie czytać, wspierać w kosmetycznych (i nie tylko!) zmaganiach. :)

A teraz przejdźmy do rzeczy. ;)

Komora maszyny losującej jest pusta...

Następuje zwolnienie blokady...


Motylica robi szuru - buru...


And the winner is...


Gratuluję!
Już wysłałam maila z wieściami! ;)

***
Z okazji kolejnego zaliczonego egzaminu - tłusta czwórka z historii Rzymu - zrobiłam sobie wczoraj mały prezencik. Ale zaprezentuję go jutro, bo muszę wracać do czytania Plauta (never ever!).
Pozdrawiam,
Motylica. :)

środa, 14 września 2011

Przypomnienie! :)

Uwaga!
Przypominam, że do jutra, do godz. 23.59, przyjmuję zgłoszenia do rozdania!
Zapraszam serdecznie chętnych!
Szczegóły znajdziecie w tym poście.


wtorek, 13 września 2011

Kącik kulinarny: tarta z jabłkami i budyniem. ;)

Wiecie, jaki jest mój patent na rozładowanie stresu lub zdenerwowania? Sprzątam lub... Gotuję! Tak, wiem. Dość dziwne. Wczoraj dopadł mnie jakiś nieokreślony strach w związku z najbliższymi egzaminami, troszkę się zdenerwowałam. Co więc zrobiłam? Zerknęłam szybciutko na zawartość lodówki, znalazłam jakiś przepis... I voila! ;)




Ktoś chętny? ;)
Oto przepis:

Ciasto:
3 szklanki mąki
pół szklanki cukru
szczypta soli
kostka margaryny
1 łyżeczka proszku do pieczenia
2 jajka

+
1 budyń waniliowy
jabłka (ja dałam 4 duże)

Wykonanie:
Margarynę posiekaj, połącz z przesianą mąką, proszkiem do pieczenia, solą, cukrem oraz jajkami. Dokładnie zagnieć ciasto i odstaw na 20 minut do zamrażalnika. Następnie 2/3 ciasta wykorzystaj na wyklejenie formy, dokładnie natłuszczonej (dodatkowo wysypałam formę bułką tartą). Ciasto nakłuj widelcem i wstaw na 15 minut do piekarnika rozgrzanego do 200 stopni. Jabłka obierz, usuń gniazda i pokrój w drobne półplasterki, wysyp na podpieczonym cieście. Budyń przygotuj wg wskazówek na opakowaniu (ja dałam odrobinę mniej mleka) i wylej na jabłka. Pozostałą część ciasta pokrusz na wierzchu (ułożyłam kratkę i posypałam ją cukrem wanilinowym) i włóż ponownie do piekarnika na 30 minut, w 200 stopniach, aż kruszonka (kratka) nabierze złocistego koloru. Po ostygnięciu oprósz cukrem o grubych kryształkach (u mnie cukier puder).

Życzę smacznego!
Motylica. :*

poniedziałek, 12 września 2011

Co u mnie + przypomnienie!

Łaaa!
Już drugi dzień siedzę nad literaturą antyczną. Matulu, to zdecydowanie nie jest mój ulubiony okres.
Na szczęście kończę już literaturę grecką.
A egzamin już w piątek!
Niestety, po drodze - bo w czwartek - mam jeszcze "dopytkę" z historii Rzymu.
Chciałam już z tego zrezygnować, ale każdy mnie namawia...
No, może się uda.
Obiecuję, że po egzaminach notki będą pojawiały się częściej, mam w planach kilka recenzji, 
może jakieś makijaże...
Dziękuję Wam za komentarze, każde porady i miłe słowa, które znajduję pod postami.

W tym tygodniu ma przyjść mój Jelly Watch, Mamusia stwierdziła, że zasłużyłam na prezent. :p
Zamówiłam ten w kolorze jasnoniebieskim,
będzie ładnie wyglądał na ciemniejszych okryciach wierzchnich.
Btw: w domu trzęsę się z zimna, czyżby już jakieś paskudy atakowały?

Co jeszcze...
O, wiem.
Czy ma któraś z Was problem podobny do mojego?
Czasem, z zaskoczenia, gwałtownie skacze mi puls, nawet do 160 uderzeń na minutę.
Trwa to od kilku minut do nawet pół godziny.
Po takim "ataku" czuję się jak po wielkim wysiłku, jestem bardzo zmęczona, muszę się położyć.
Byłam z tym u lekarza, powiedział, że odpowiedni wynik badań może uzyskać tylko w trakcie takiego zjawiska.
No i miałam robione wszelkie badania, takie jak EKG, echo serca...
Wcześniej mówili, że to podczas dojrzewania mogą pojawić się takie zmiany.
Ale w moim mniemaniu, w wieku 20 lat już jestem dojrzała. :p
Ma któraś z Was podobny problem?
Jeśli tak: jak z tym walczycie, co robicie podczas takich "ataków"?

I przypominam, za kilka dni kończy się moje rozdanie!
Tutaj: Klik klik! znajdziecie szczegóły.

Pozdrawiam Was cieplutko,
Motylica. :*

czwartek, 8 września 2011

Recenzja: Essence, Stay with me longlasting lipgloss (01 Me & my ice cream).

Z okazji, że zaliczyłam egzamin ze sztuki antycznej na 5 (se se :D), postanowiłam poświęcić chwilkę i wrzucić Wam taką oto recenzję. :)

Essence, Stay with me longlasting lipgloss - 01 Me & my ice cream.



Producent:
Nowość, którą musisz mieć - błyszczyk, który łączy intensywność koloru z delikatnym połyskiem. Dostępny w siedmiu niesamowitych odcieniach.

Motylica:
Błyszczyk jest uwięziony w niewielkim opakowaniu (+), niewątpliwie zmieści się w każdej torebce, torebeczce, torbie, a od przypadku - nawet w kieszeni. Jego aplikator chyba można tylko kochać lub nienawidzić. Ja jestem z tych, które go kochają. Idealnie wpasował się w kształt moich ust (+), nie mam problemów z aplikacją kosmetyku bez lusterka (+). Pachnie Mambą (+)! Smakuje dość neutralnie, aczkolwiek w ustach długo utrzymuje się chemiczny posmak (-). Niestety, odrobinę zbiera się w zagłębieniach warg (-). Ma piękny kolor z lustrzanym połyskiem, za to bez drobinek (+). Utrzymuje się na moich ustach ok. 2 godzin (+), ale ja nie mam skłonności do zjadania tego, co mam na ustach. (;p). Dodatkowo zauważyłam, że gdy zniknął połysk, pozostał jednak delikatny kolor (+)!
Baaardzo go lubię, niewątpliwie sięgnę po inne odcienie.

Błyszczyk na ustach:




Próbka koloru na dłoni:


Cena / pojemność: 8,99 zł / 4 ml
Plusy - minusy: 7:2

***

A poza tym... Na piątek mam przeczytać ze dwadzieścia lektur na egzamin z literatury antycznej. 
Jedna z nich jest w takim oto rozmiarze
(porównanie z moim blogowym zeszytem A5)
:


Przemilczę. <lol>

Pozdrawiam cieplutko,
Motylica. :*

wtorek, 6 września 2011

Biorę udział w rozdaniach u...

Numero uno:


Numero due:


***
A teraz kilka słów ode mnie.
Niestety nie mam teraz czasu na dodanie jakiejkolwiek notki o większej objętości niż ta, wybaczcie.
Czekają mnie 3 egzaminy w przeciągu... Półtora tygodnia.
Czytam Was jednak, jak widzicie - komentuję.
Obiecuję skleić kilka postów i po egzaminach dodawać je regularnie (a nuż ktoś na nie czeka... ;) ).
Nadal także przyjmuję zgłoszenia do mojego rozdania.
Pozdrawiam Was cieplutko,
Motylica.

sobota, 3 września 2011

Recenzja: Clean & Clear, Głęboko oczyszczająca pianka do mycia twarzy.

"Efekt: czysta i piękna skóra. Pianka do mycia twarzy CLEAN & CLEAR dokładnie oczyszcza skórę nie wysuszając jej. Świeża pianka zawiera składnik zwalczający pryszcze. Skutecznie usuwa brud, tłuszcz i makijaż, a Twoja skóra staje się czysta, gładka i piękna."

 Tutaj jest widoczne moje zużycie. :)



Zaznaczam na wstępie, że moja cera jest mieszana ze skłonnością do wyprysków zwłaszcza w strefie T, a recenzowanego kosmetyku używam od dwóch miesięcy raz, dwa razy dziennie.
Cóż mogę o nim powiedzieć? Ani mnie nie ziębi, ani nie grzeje. Myślę, że ostatecznie plusy i minusy rozłożą się po równo.
Zacznę od zapachu. Jak nie drażni mnie intensywny zapach chusteczek Alterry, tak ten jest paskudny, bardzo chemiczny i dość intensywny, a dodatkowo utrzymuje się na twarzy. Błeee.
Skuteczność. Hmm. Oczyszcza z resztek makijażu, tłuszczu, brudu. Tutaj nie mam zastrzeżeń, pory nie są zapchane. Ale proszę mi wytłumaczyć jedno. Gdzie się podziało to działanie "antypryszczowe"? Hm? Otóż takowego NIE MA! Wypryski pojawiały się tak jak zwykle u mnie (no, wiadomo kiedy. :p). Nie było ich ani mniej, ani więcej. Kilka niespodzianek jest nawet widocznych na zdjęciach z wyjściowym makijażem. Nie tak przecież miało być, prawda? Poza tym - kosmetyk nie wysuszył mi skóry, nawilżenie jest ok., bez zastrzeżeń w tej kwestii.
Plusem tego kosmetyku zdecydowanie jest wydajność, moje zużycie mogliście zobaczyć na pierwszym zdjęciu.
Skóra rzeczywiście jest czysta i gładka - jak pupcia niemowlaczka. :p

Podsumowanie:
+ forma pianki, wydajność, dobre oczyszczenie twarzy, kosmetyk nie wysusza, skóra jest gładka.
- zapach, brak efektu "antypryszczowego", który obiecuje producent, więc jest to ogromny minus.

Czy kupię ponownie? Nie. Wolę dołożyć troszkę pieniążków i kupić coś lepszego. Co polecacie?

Cena / pojemność: ~ 15 zł / 150 ml

Dla zainteresowanych skład: